Producenci nowych aut ciągle prześcigają się w kwestiach udogodnień oferowanych w ich samochodach. Asysty pasa ruchu czy aktywny tempomat są już na porządku dziennym. Korzystając z akcesoriów w nowoczesnych modelach można nierzadko pomyśleć: „jak można było bez tego żyć?”. No właśnie, jak?
Prostota ponad komfort.
Na tapetę wezmę osobisty 30-letni samochód od BMW z całkiem ubogim wyposażeniem, aby sprawdzić, czy życie z nim w dzisiejszych czasach jest możliwe. Od razu powiem, że jeśli ktoś chce tym wygodnie jeździć i móc się pokazać bez wstydu pod kościołem, to należy poświęcić mu trochę pracy. Rdza, zmęczone upływem czasu części, tapicerka nie pierwszej świeżości… Ogólna zasada brzmi: „jak dbasz, tak masz”. Po zadbaniu jednak okazuje się, że na starych samochodach naprawdę można polegać. Diesle przepalą wszystko co im się wleje do baku, a jakieś zaawansowane części lub elektryczne czujniki nie będą się psuć, bo ich nie ma! Im mniej komponentów, tym mniej szans na awarię któregoś z nich.
Może nie jest za wygodnie, ale chociaż ładnie.
Wchodzimy tutaj na grząski teren, jakim są gusta. Każdy ma swoje preferencje, jednak nie sposób nie zauważyć różnic pomiędzy dzisiejszymi samochodami, a tymi z lat 90. Kanciaste kształty mają coś w sobie, co bardzo mi pasuje. W porównaniu z planowaną „Neue Klasse” od BMW nawet nie mamy o czym rozmawiać. Klasyki z minionych lat mają własną duszę i nadal prezentują się świetnie.
Wnętrze wygląda naprawdę dobrze. Widać, że ktoś zaprojektował je nie tylko tak, aby po prostu było, ale tak, żeby dobrze się w nim siedziało. Wszelkie przyciski do regulacji nawiewu są oczywiście fizyczne – w tamtych czasach królowały pokrętła, które następnie zostały wyparte przez przyciski, a potem… No, sami wiecie, jako że na te dotykowe panele często się narzeka. Fakt, brakuje tu takich luksusów jak elektryczne fotele z podgrzewaniem czy automatyczna klimatyzacja, ale pod względem estetyki bije to na głowę chociażby takie wynalazki jak cały katalog Tesli. Chyba że ktoś lubi ekstremalny minimalizm.
Słynna radość z jazdy.
Jeśli ktoś lubi jazdę, często decyduje się na zakup drugiego, starszego samochodu po to, aby mieć frajdę z jazdy nim oraz zmodyfikowaniu go pod swoje preferencje. Nie powiem, jest to bardzo dobra decyzja. Główny samochód do jazdy codziennej jest wygodny, dowiezie tam gdzie trzeba, a kierowca nawet się nie spoci. Samochód do zabawy dostarczy emocji, których tak bardzo pragniemy. Nie przeszkadzają nam wtedy trzeszczące plastiki lub brak komputera pokładowego z niepotrzebnymi informacjami. Najważniejsze to odczucia z jazdy, a do tego naprawdę nie trzeba mocnej maszyny.
Warto? Nie warto?
Największy minus starych samochodów? Ich wiek. Trzeba się naprawdę postarać, aby znaleźć egzemplarz w dobrym stanie za niewielkie pieniądze. Zazwyczaj będzie w nich coś do zrobienia. Można to potraktować jako projekt, gdzie sami spędzimy czas pracując w garażu, albo oddać do mechanika aby zrobił wszystko raz a dobrze, a następnie cieszyć się z niskich kosztów utrzymania. Jeśli potrzebujemy się dostać z punktu A do punktu B i nic więcej, to czemu nie? Jeśli jednak potrzebujemy wygody lub nie chcemy się bawić w „mechanikowanie”, wtedy trzeba się rozejrzeć za czymś nowszym. Tak czy inaczej, cieszmy się starymi wozami, już takich nie robią.